Wydarzenia

Krynica Morska na dawnej pocztówce.

3 października, w piątek, mieszkańcy Domu Pomocy Społecznej w Tolkmicku przenieśli się w czasie o dobrych sto, możne nawet dwieście lat. Nie stało się to za sprawą żadnego „wehikułu czasu” rodem z opowieści czy filmów science fiction, tylko dzięki spotkaniu z bardzo zacnymi i uczonymi panami. Odwiedzili nas dwaj wybitni znawcy regionalnej historii, kolekcjonerzy, autorzy licznych artykułów i publikacji poświęconych minionym dziejom naszego pięknego i ciągle jeszcze nie do końca odkrytego regionu – Pan Zbigniew Zajchowski z Elbląga i Pan Bernard Jesionowski z Malborka. Obaj pracowali kiedyś w muzeach, a choć obecnie cieszą się z zasłużonej emerytury, na swoim przykładzie pokazują, że także w okresie „jesieni życia” można nadal być aktywnym, rozwijać swoje pasje, podejmować inicjatywy służące dobru ogółu. A takim właśnie przedsięwzięciem będzie przygotowywana przez naszych gości publikacja poświęcona Krynicy Morskiej na archiwalnej pocztówce. Album ten, wypełniony wspaniałymi obrazami i interesującymi, pełnymi specjalistycznej wiedzy komentarzami, zostanie oddany do rąk czytelników w końcu tego roku przez lokalne wydawnictwo URAN Pani Marzenny Brackiej-Kondrackiej. Już teraz polecamy Państwu lekturę tego oryginalnego dzieła, może będzie udanym prezentem pod choinkę (na tak, trzeba już myśleć o Świętach !).

Dzięki naszemu spotkaniu byliśmy pierwszym na świecie audytorium, które zostało zapoznane z treścią i stroną graficzną albumu. Zatytułowany został „Krynica Morska, wioska rybacka i elbląski kurort na dawnych pocztówkach” i przenosi nas w świat jakże piękny, jakże niestety też utracony, tchnący zupełnie inną atmosferą we wszystkich możliwych aspektach – przyrodniczym, architektonicznym i  towarzyskim. Przedstawia elegancko ubranych ludzi spacerujących nieśpiesznie po wytyczonych wśród wysokich sosen promenadach, odpoczywających w kunsztownie urządzonych parkach zdrojowych, spędzających leniwie czas w kawiarniach i kawiarnianych ogródkach albo aktywnie czerpiących przyjemności z plażowania i kąpania się w bałtyckich falach. A całe to ich uniwersum zabudowane zostało po mistrzowsku wzniesionymi drewnianymi pensjonatami i hotelami, ryglowymi willami w stylu  szwajcarskim i nordyckim, postawionymi na plaży blisko morza pawilonami oraz kompleksami połączonych ze sobą budek kąpielowych – tak zwanymi „zimnymi łazienkami”, wyznaczonymi odrębnie dla pań i odrębnie dla panów (bo kiedyś towarzystwo musiało kąpać się oddzielnie, takie to były słodkie i urocze czasy). A cały ten romantyczny i pełen subtelnego odcienia  anturaż uzupełniały majestatycznie pływające po Zalewie Wiślanym statki przywożące do modnego w 2 połowie XIX i 1 połowie XX wieku kąpieliska morskiego Łysica (Kahlberg) całe rzesze spragnionych laby i wakacyjnych miłości turystów. Parostatki, jak nie przymierzając ten z piosenki Krzysztofa Krawczyka, tu noszące miłe żeńskie imiona, jak Anna, Elsa, Flora, Maria, Sophia lub latająca Möwe, zawijały do dwóch przystani, stawały przy molach i wypuszczały z pokładów udających się na wywczasy gości przybywających z Elbląga, Królewca, Piławy, Braniewa, a nawet odległego Berlina czy Hamburga.

Krynica Morska, wtedy znana jako Kahlberg lub Łysica, była bardzo popularnym kurortem, uzdrowiskiem, kąpieliskiem morskim, „turystyczną Mekką” i „koroną Mierzei” udanie konkurującą z takimi sławnymi ośrodkami jak Sopot, litewska Połąga czy łotewska Jurmała. Słuchaliśmy tych relacji z rozdziawionymi ustami, chłonąc każde słowo, tym bardziej, że większość naszych mieszkańców, jak się okazało, nigdy w tej miejscowości nie była. Zatem tym mocniej wybrzmiały one niczym bajka, niczym opowieści z Księgi tysiące i jednej nocy snutych przez Szeherezadę sułtanowi.

Zobaczyliśmy najstarszą pocztówkę ze zbiorów zgromadzonych przez Panów Zbigniewa i Bernarda, wydaną z wizerunkiem Krynicy Morskiej w roku 1891, potem następne ze „złotego okresu” przypadającego na przełom XIX i XX stulecia. Okazało się, że wykonywano je techniką litograficzną – ludzie potrafili wówczas robić zdjęcia lecz nie umieli ich reprodukować. Dlatego przenosili rysunki, grafiki i fotografie na kamień, a potem wykonywali z tej matrycy odbitki. Pierwsze pocztówki miały na awersie małe obrazki, czasami jeden lub kilka, oraz miejsce na korespondencję. Rewers przeznaczony był na adres i znaczek pocztowy. Miały swój wielki urok i sznyt, wydawcy prześcigali się w kompozycjach i technikach, pojawiały się egzemplarze tłoczone, metalizowane, wydające dźwięki po naciśnięciu w odpowiednim miejscu lub „świecące pod światło”.

Mieliśmy nie tylko okazję oglądać skany tych prawdziwych arcydzieł, dostąpiliśmy zaszczytu by zapoznać się z oryginałami okazanymi przez naszych gości, to było mistyczne doznanie. Okazuje się, że można żyć bez smartfonów, internetu i scrollowania, że można doświadczać otaczającej nas rzeczywistości poprzez kontakt z prawdziwymi rzeczami, z artefaktami, które znacznie mocniej przemawiają do naszych zmysłów, emocji i wyobraźni. To było bardzo pouczające doświadczenie – piątkowe spotkanie otworzyło nam bramy do poznawania rzeczywistości, o których nieco przez lata zapomnieliśmy. Przez ten pędzący dokądś w pośpiechu świat, przez nowe technologie, które z trudem opanowujemy, przez natłok napływających do nas informacji, których nie jesteśmy w stanie właściwie sobie przyswoić. Nagle, dzięki naszym ekspertom, świat jakby stanął w miejscu, zwolnił, a nawet zawrócił na osi czasu przenosząc nas do barwnej, romantycznej i spokojnej epoki, gdzie ludziom żyło się chyba lepiej, spokojniej, gdzie mieli okazję bliżej się poznać, razem przeżywać wakacyjne peregrynacje, uczestniczyć we wspólnym celebrowaniu wolnego, beztrosko upływającego czasu kanikuł. I kiedy pisało się własnoręcznie „Pozdrowienia ze słonecznej i roześmianej Krynicy Morskiej”, siedząc w wiklinowym koszu na plaży, kaligrafując na artystycznie wykonanej, dopiero co kupionej na poczcie lub w aptece, kartce pocztowej, zwanej później widokówką.

Tak, też kiedyś wyjeżdżaliśmy na wakacje, kupowaliśmy i wysyłaliśmy widokówki, czytaliśmy papierowe gazety lub komiksy, bawiliśmy się w berka, podchody lub w klasy, z dziecięcą wnikliwością odkrywaliśmy zakamarki nieznanego, a tak frapującego nas otoczenia. Wspomnienia te powróciły dzięki naszemu spotkaniu z ludźmi, którzy opowiedzieli nam nie tylko historię Krynicy Morskiej, ale właściwie odsłonili przed nami niedzisiejsze, nieco staromodne lecz przyjazne, oblicze swoich osobowości.

Dziękujemy Panom serdecznie, czekamy na ukazanie się albumu i zamawiamy  kilka egzemplarzy z autorskimi autografami.

Dariusz Barton

Pocztówka litograficzna z Kahlbergu.
Pocztówka litograficzna z końca XIX wieku przedstawiająca atrakcje kąpieliska w miejscowości Kahlberg.
Pocztówka z Kahlbergu w wersji czarno - białej.
Tym razem pocztówka w wersji czarno-białej: przedstawia Hotel „Czarny Wieloryb”, willę F. Schichaua oraz halę plażową i „zimne łazienki”.
Karta pocztowa przedstawiająca trzy drewniane wille w Krynicy Morskiej.
Na tej kartce pocztowej widzimy trzy słynne wille prywatnych właścicieli: willę Schichaua, willę Litten oraz willę Aschenheima.
Dom kuracyjny Belvedere oraz park kuracyjny.
A tak prezentował się słynny Dom Kuracyjny Belvedere oraz park kuracyjny przy nim urządzony.
Promenada spacerowa w dawnej Krynicy Morskiej.
Najsłynniejsza promenada w dawnej Krynicy Morskiej, na pierwszym planie Hotel Wrangel.
Główna ulica spacerowa w latach 30. XX wieku.
To ta sama promenada w latach 30. XX wieku, widoczne liczne pensjonaty i sklepy. Ludzie nigdzie się nie śpieszą, nie było też „paragonów grozy”.
Pan Zbigniew Zajchowski rozpoczyna swój wykłąd.
Pan Zbigniew Zajchowski rozpoczyna swoją opowieść – pokazuje położenie Krynicy Morskiej na mapie z XVIII wieku.
Mieszkańcy DPS Tolkmicko słuchają wykładu.
Nasi mieszkańcy słuchają z uwagą, pojawiają się coraz to nowi zainteresowani tematem spotkania.
Pan Zbigniew tłumaczy na czym polegał druk pocztówek litograficznych.
Pan Zbigniew wskazuje najstarszą pocztówkę litograficzną z Krynicy Morskiej.
Najstarsza pocztówka z Krynicy Morskiej.
Oto ona – w kolorze sepii.
Mieszkańcy DPS w trakcie wykładu.
Dziwy, oj dziwy, ale wszystko jest bardzo interesujące.
Opowieść przynosi wiele ciekawych informacji.
Opowieść płynie dalej – poznajemy coraz to nowe wydarzenia, obiekty, ciekawostki.
Pan Bernard Jesionowski opowiada o architekturze uzdrowiskowej.
Pan Bernard Jesionowski opowiada o dawnym budownictwie, o obiektach które służyły gościom przybywającym do kurortu Łysica.
Mieszkańcy DPS Tolkmicko słuchają Pana Bernarda.
A nam przychodzą do głowy wspomnienia z naszych wakacji.
Czas upływa na słuchaniu i oglądaniu wielu kolorowych obrazów.
Spotkanie trwa już ponad godzinę, ale nikt nie prosi o przerwę czy zakończenie.
Dwie Panie Moniki zasłuchane w płynące opowieści.
Nawet nasze opiekunki się zasłuchały.